Dziś około południa do naszej redakcji trafił burmistrz Anielina w gminie Łanięta. Poinformował nas, że pies utknął na wiaduktze autostrady A1 przecinającym Pomarzany koło Łaniętami, jest tam co najmniej kilka godzin, nie ma jak mu pomóc, a instytucje, które są o tym zaalarmowane, bagatelizują downside .
Poszliśmy prosto na miejsce zdarzenia. Właściwie znaleźliśmy tam psa w pełnym słońcu. Droga ucieczki była z dwóch stron odcięta siatką, z jednej strony stromym zboczem, z drugiej wąskim gzymsem. Kilka metrów pod nim biegła droga. Jeśli trudno to sobie wyobrazić, zapraszamy do galerii zdjęć.
W każdym razie przed psiakiem było kilka perspektyw, wszystkie całkiem nieciekawe. Albo mógł spaść ze zbocza lub półki skalnej na drogę, albo mógł spaść z wyczerpania. Jak zwierzę się tam dostało? Każdy chciałby to wiedzieć, ale wolontariusze Żychlinów Czterech Okrążeń nie wykluczają, że ktoś go tam celowo zostawił (trudno było się w to miejsce, ale udało się dostać na stromy stok po drugiej stronie droga biegnąca pod wiaduktem). Pies miał obrożę.
To wolontariusze byli pierwszymi osobami, którym opowiedzieliśmy o raczej nieszczęśliwej sytuacji psa. Zapewnili nas, że spróbują wysłać kogoś tak szybko, jak to możliwe.
Wcześniej sołtys poinformował o tym fakcie Urząd Gminy w Łaniętach i straż pożarną. Gmina przekazała sprawę do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
Najpierw zadzwoniliśmy do strażaków. Powiedziano nam, że podjęcie działań jest problematyczne, ponieważ w tym miejscu trudno jest ustawić podnośnik. Potem zadzwoniliśmy do GDDKiA w Łodzi. Tam z kolei powiedziano nam, że ta konkretna część A1 jest podporządkowana bydgoskiemu oddziałowi i otrzymaliśmy numer do tego właśnie miejsca.
Zapytaliśmy bydgoski oddział, dlaczego przez kilka godzin nie podjęto żadnych działań. Poinformowano nas, że GDDKiA otrzymała informację, że pies jest specjalnie na autostradzie, a nie poza nią, a w innym miejscu, więc służby techniczne sprawdziły autostradę w miejscu skazanym i psa nie znalazły. Powiedzieliśmy, że nie zobaczą go z autostrady, bo pies leży za ekranami dźwiękochłonnymi. Wtedy zapewniono nas, że służby natychmiast sprawdzą sprawę ponownie, tym razem na podstawie informacji dostarczonych przez naszą redakcję.
Więc wszystko się ciągnęło, a pies wciąż był na słońcu. Bał się, gdy podchodziliśmy do niego po wodę, szczekał i warczał na nas, cofał się w kierunku gzymsu, który groził upadkiem na drogę, dosłownie „zadbał o siebie”. Wyszliśmy z miski i nie podchodziliśmy do niej, dopóki ktoś nie przyszedł z pomocą, żeby mu dodatkowo nie przeszkadzać i żeby sobie nic nie zrobił.
Po jakimś czasie przyjechała wolontariuszka z Cztery Łapy Żychlin z długą smyczą, rękawiczkami i kagańcem. Niemal równocześnie pojawił się pracownik GDDKiA, więc według zapewnień Zarząd potraktował sprawę poważnie.
Wstawanie nie było łatwe, ale po przecięciu dróg ucieczki psa w kierunku gzymsu i stromym zboczu, zwierzę zostało ostatecznie złapane za pomocą smyczy i chwytaka dostarczonego przez służby techniczne. Pies po strzale wypił około litra wody, z wycieńczenia nie mógł chodzić, podejrzewano udar.
Wolontariuszka Cztery Łapy natychmiast zabrała psa do weterynarza. Zwierzę – jak się okazało młoda samica – wraca do zdrowia, znajdzie się pod opieką inicjatywy z Żychlina. Z czasem ktoś będzie mógł go adoptować.