Przed meczem atmosferę najbardziej podgrzał Śląsk. W piątek postanowił zamknąć sektor dla przyjezdnych kibiców, obawiając się, że – jak napisał w komunikacie prasowym – „na stadionie znajdą się osoby, które nie są zainteresowane żadnym sportowym widowiskiem, a jedynie próbami zakłócenia porządku i rozbicia prawo.”
Kibice Widzewa powiedzieli, że i tak wsiądą do specjalnego pociągu do Wrocławia. Kibice Śląska nieoficjalnie ogłosili, że – choć obie strony są w konflikcie – zrobią wszystko, aby wejść na stadion. Trzy godziny przed rozpoczęciem meczu wrocławski klub opublikował kolejne ogłoszenie. Tym razem w piątek zmienił decyzję i kibice Widzewa będą mogli wejść do meczu.
„Ta decyzja została podjęta w trosce o bezpieczeństwo kibiców obu drużyn oraz mieszkańców Wrocławia. Jednocześnie przypominamy, że mecz został sklasyfikowany jako mecz wysokiego ryzyka, a co za tym idzie zwiększona liczba na terenie obiektu i w jego bezpośrednim sąsiedztwie pojawią się służby bezpieczeństwa i siły policyjne.” – podkreśla klub.
– Kibice Widzewa przyjechali do Wrocławia i po konsultacji ze służbami mundurowymi zdecydowaliśmy, że najlepiej będzie ich przyjąć w sektorze gościnnym. To ostudziło emocje po obu stronach – powiedział Piotr Waśniewski, prezydent Śląska.
Po porażce w ubiegłą niedzielę trener Widzewa Janusz Niedźwiedź zmienił jedenastkę zespołu. Na ławce zajęli Dominik Kun, Juliusz Letniowski i Paweł Zieliński. W początkowym składzie po raz pierwszy pojawili się Jordi Sanchez i Juljan Shehu, a wrócił do niej Karol Danielak. Hiszpan zastąpił na 9 pozycji Bartłomieja Pawłowskiego, który został przeniesiony na skrzydło. Trener Śląska Ivan Djurdjević, po przegranej w poprzedniej rundzie z Koroną, wrócił do jedenastki, która tydzień wcześniej pokonała Pogonię Szczecin.
Widzew to nowicjusz Ekstraklasy, ale jego gra głównie w ofensywie może się podobać (z obroną jest gorzej). Podopieczni trenera Niedźwiedzia nie boją się grać piłką z własnej bramki, stwarzają wiele sytuacji, a duet Pawłowski-Sanchez strzelił pięć bramek. Tylko ta z Wisły Płock jest lepsza – Davo i Rafał Wolski mają po trzy bramki.
Tak samo było we Wrocławiu. Jako pierwsi zagrozili pod bramką, ale strzały Ernesta Terpiłowskiego nie były wystarczająco mocne i celne. Ale piętą achillesową Łodzi jest obrona. W ciągu kwadransa sam Erik Exposito miał trzy możliwości, ale ich nie wykorzystał.
Jednak częściej atakowali mieszkańcy Łodzi. Kilka razy zrobiło się gorąco w polu karnym Śląska, ale zabrakło dobrego strzału. Gospodarze nie chcieli być gorsi i zabrali się do pracy. Jednak mieli podobne problemy z ostatnim podaniem, co widzowie. Goście popełniali coraz więcej błędów w obronie, a celował w tym Bożidar Czorbadzijski. Długo bez konsekwencji, a po strzale Patryka Janasika uratowała ich poprzeczka.
Wrocławianie naciskali coraz mocniej, ale w 38. minucie szczęście uśmiechnęło się do łodzian. Po zagraniu Marka Hanouska piłkę ręką dotknął Victor Garcia, a sędzia Damian Kos bez wahania oddał rzut karny. Jedynie słaby strzał Pawłowskiego z 11 metrów obronił Michał Szromnik.
Po przerwie gra nadal była żywa i interesująca. Sanchez miał świetną okazję – wystrzelił głowę nad poprzeczkę, a po chwili okazało się, że znów jest na spalonym. W odpowiedzi na porażkę Hanouska piłkę kopnął w ostatniej chwili Patryk Stępiński. Niedługo potem Czech ponownie popełnił błąd, ale strzał Petra Schwarza z pola karnego obronił Henrich Ravas.
Gospodarze zyskali przewagę, ale mieli problemy ze skutecznością. Wrzucili piłkę w pole karne, ale tam dobrze interweniowali obrońcy Widzewa. Łodzianie postawili na obronę, bo punkt przywieziony z Wrocławia byłby bardzo cenny. Ślązacy prawie nie opuścili połowy rywalek, ale praktycznie nie było wyników. Nawet gdy John Yeboah rozprawił się z dwoma przeciwnikami, strzelił szerokiego gola. W 89. minucie bardzo dobry strzał Patryka Lipskiego doskonale oddał Szromnik.